Kotek był chory i bardzo źle się czuł.
Często kichał (wołamy „a psik”), bolała go głowa (wołamy „ojojoj”).
Przyjechał pan doktor (mówimy „brum brum”),
zaglądnął do gardła (wołamy „aaa” i wysuwamy język na brodę), było chore.
Następnie zbadał kotka, wyciągnął słuchawki (wysuwamy język z buzi, przesuwamy nim po podniebieniu, górnych zębach i górnej wardze).
Zapisał lekarstwa na recepcie („piszemy” w powietrzu językiem wysuniętym z buzi).
Kotek leżał w łóżeczku, miał dreszcze (wypowiadamy „brrr…”).
Gorączka raz wzrastała (język uniesiony na górną wargę), raz opadała (język na brodzie).
Kotek zażywał lekarstwa: ssał tabletki (przednia część języka przy podniebieniu, naśladujemy ssanie),
pił słodki syrop, więc się oblizywał (język wędruje dookoła warg przy otwartej buzi).
Po kilku dniach kotek poczuł się lepiej, był wesoły i zadowolony (uśmiechamy się szeroko, nie pokazując zębów).